Myślę, że z natury jesteśmy dość dumni. O ile dojrzały emocjonalnie człowiek jest w stanie zaakceptować fakt, że ktoś nie podziela jego poglądów lub nawet to, że się może mylić w pewnych kwestiach. To jednak jeśli ktoś próbuje uzasadnić, że się mylimy poniżając nas przy tym i traktując z góry, to prędzej doprowadzi do otwartego konfliktu niż do zmiany naszego zdania. A przynajmniej takie wnioski wyciągam z obserwacji siebie i swojego otoczenia. Osobiście często wolałem zaorać relację, w której byłem źle traktowany lub dołożyć wszelkich starań, żeby druga strona czuła się w niej równie źle i było dwóch przegranych zamiast jednego. Co może nie było zbyt dobrym ani ewangelicznym rozwiązaniem, ale nie o tym planowałem teraz pisać.
Powodem dla którego, nie powinno się poniżać, wykorzystać drugiego człowieka nie jest tylko to, że jest to niemoralne. Czy to, że Ewangelia każe kochać nawet nieprzyjaciół. To na dłuższą metę się po prostu nie opłaca i czyni sytuacje jeszcze gorszą niż była. W sytuacji gdy byłbym samowystarczalny mógłbym być może nie liczyć się z nikim innym, ale tak nie jest. Być może w czasach średniowiecza możnowładca mógł wykorzystywać chłopów, którzy byli od niego zależni, ale to też działało tylko do momentu, w którym oni zorientowali się że te widły, którymi przekładają siano świetnie sprawdzą się też do wbijania w ciało ich pana. Czasy się jednak zmieniły. Jeżeli wpadłbym na pomysł, żeby wyzywać od idiotów swoich współpracowników, to nawet jeśli po krótkim czasie nie zostałbym dyscyplinarnie zwolniony to z pewnością, niedługo atmosfera stałaby się tak zła żebym nie był w stanie efektywnie wykonywać swoich obowiązków, a z wszelkimi problemami zostawałbym sam. A firmy, które źle traktują swoich pracowników na dłuższą metę też nie będą prosperowały dobrze.
Zaostrzanie się języka, które od jakiegoś czasu obserwuje w polskiej polityce nie służy niczemu dobremu. Oczywiście trzeba podkreślać, że pewne rzeczy są złe, jeśli uważamy że takie są. Trzeba bronić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz