wtorek, 23 sierpnia 2016

#4 - 10 w skali Richtera

Swego czasu, w słabszych chwilach, kiedy na przykład miałem problemy z modlitwą lub nie radziłem sobie ze swoimi przyzwyczajeniami, często prosiłem Boga o wstrząs, który obudzi mnie z letargu, w jakim się znajdowałem. Modliłem się o jakieś mocne doświadczenie, które będzie znakiem ostrzegawczym, a jednocześnie czymś co mnie zmotywuje do walki. O coś co mną zatrzęsie w posadach, jak to pisałem w jednym z moich wierszy. I takie wstrząsy często przychodziły. Z reguły w formie pewnych trudnych doświadczeń, które wynikały z moich wcześniejszych zaniedbań i popełnionych błędów. Takie jak cztery poprawki, po przespanym pierwszym semestrze studiów, które jak kubeł zimnej wody wyrwały mnie z głębokiego snu. Na moje szczęście, bardzo skutecznie i w samą porę. Podobne, krótkie, ale silne wstrząsy pojawiały się w moim życiu duchowym, kiedy to upadki w bardzo wyraźny sposób pokazywały mi, że wcale nie jestem tak święty jak mi się to wcześniej wydawało. A właściwie nie jestem, ani w jednym calu...
Niemniej jednak choć te doświadczenia były silne, to jednak zbyt krótkie, aby prowadzić do poważniejszego nawrócenia. Owszem, były mocno odczuwalnym impulsem, ale nie trwały tak długo by mocno wyryć mi się w pamięci i przynieść ze sobą jakieś długofalowe konsekwencje. Nie były czymś co zatrzęsie w posadach moim sposobem myślenia. Zburzy część tego co stworzyłem, zmuszając mnie do zbudowania tego na nowo, w lepszy, trwalszy sposób. Prawdziwie trzęsienie ziemi przyszło później, ale nie w formie jednego krótkotrwałego impulsu. To była cała seria mocniejszych lub słabych wstrząsów, powiązanych ze sobą i często wywołujących inne. Długotrwałe, bolesne doświadczenie otworzyło mi oczy na jak wiele mam w sobie blokad i ukrytych lęków, które skutecznie mnie zniewalają. Nie były to rzeczy z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy, przeciwnie, wiedziałem o tym od zawsze. Uznałem jednak je za coś naturalnego, związanego z tym kim jestem, moja osobowością. Po prostu taki jestem, taki od zawsze byłem i taki muszę być. Właściwie zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Boję się jak ognia wystąpień publicznych, boję się bycia w centrum uwagi, kiedy wszyscy na mnie patrzą. Strach przed ludźmi, trudność w nawiązywaniu kontaktów. To wszystko było gdzieś ukryte, ale nie sprawiało jakiś większych problemów, bo jakie mogło sprawiać komuś, kto siedzi zamknięty w własnej strefie komfortu swojego pokoju. Syty niewolnik jest największym wrogiem wolności*. Niewola, w sytuacji, gdy z pozoru niczego nam nie brakuje, nie wydaje się niczym ciężkim. Całą nędzę swojej sytuacji dostrzega się dopiero w momencie konfrontacji z prawdziwą wolnością. I tak było i w moim przypadku. Niezwykle ciężka sytuacja otworzyła mi oczy na to w jak wielu miejscach jestem spętany i jak wiele przez to tracę. To spowodowało, że zacząłem się zastanawiać czy faktycznie zawsze tak wyglądało moje życie i czy nadal musi tak wyglądać. Książka Neala Lozano „Modlitwa o uwolnienie” pokazała mi, że w wyniku pewnych zranień z dzieciństwa, na przykład, gdy ktoś powiedział mi coś niemiłego, mogą powstawać lęki, blokady, które po ludzku nie sposób wykorzenić. Bardzo często z tego powodu tworzyłem sobie fikcyjny świat, w którym się zamykałem, dostrzegając wokół siebie samych wrogów, którzy tylko czyhają na mój upadek. Co ważne nie był to świat pozbawiony logiki, gdzie nic się nie trzymało kupy. Przeciwnie był on spójny, wszystko łączyło się w jedną logiczną całość, ale zbudowany na fałszywych założeniach. To bardzo ważne i doskonale pokazuje istotę problemu. Pewna sytuacja z przeszłości wprowadza nas w błąd, w którym żyjemy przez całe życie. Kłamstwo na którym budujemy nasz sposób myślenia. Żeby być wolni musimy je nazwać i się go wyrzec. Tyle, że sami nie jesteśmy w stanie samemu sobie z tym poradzić. Próba wylądowania samolotu bez używania elektronicznych urządzeń wspomagających może się nie powieść. Próba nawrócenia i uwolnienia, złamania blokad, które nas zatrzymują, bez pomocy Boga nie powiedzie się na pewno. Taką możliwość daję modlitwa pięciu kluczy według Neala Lozano, która jest opisana we wspomnianej wyżej książce tego autora. Te pięć etapów: wyznanie wiary i żal za grzechy, przebaczenie osobom, które nas zraniły, wyrzeczenie się złych duchów, które nas zniewalają, staniecie w autorytecie Jezusa oraz prośba o błogosławieństwo są początkiem drogi do wolności i pełni życia. Nie jest to machnięcie magicznej różdżki, które rozwiązuje wszelkie problemy, na które swoją drogą po cichu liczyłem. Jest pokazaniem perspektyw, przecięciem więzów, które jednak nie zastąpi naszej osobistej decyzji o wstaniu z kanapy.
Ostatnimi czasy zaczynam dostrzegać, że w tym co się dzieje w moim życiu i kogo spotykam nie ma przypadków. Bolesne doświadczenia, które niejednokrotnie doprowadzają mnie do łez są czymś koniecznym do mojego rozwoju. Swoistą próbą ogniową pokazująca mi moje słabe strony i miejsca nad którymi muszę pracować. Gdyby nie trzęsienie ziemi, które mnie spotkało to nie dostrzegłbym potrzeby bycia prawdziwie wolnym. To niesamowite, że zacząłem dziękować Bogu za coś co kiedyś doprowadzało mnie do łez. Być może część osób uzna, tytuł, który nadałem temu artykułowi za mocno przesadzony. Te osoby z pewnością będą miały sporo racji, ponieważ koncentruje się on na samym problemie, jego skali, a nie na jego skutkach, tak jak to rzeczywiście było w tym artykule. Tytuł jest tylko tytułem i powinien być chwytliwy choćby z przyczyn marketingowych. Zdecydowałem się nie skupiać na samym problemie, który spowodował zmianę mojego myślenia, bo istotniejsze były jego skutki, a także dlatego, że jest zbyt osobiste doświadczenie by dzielić się tym ze wszystkimi. Nie było to też nic spektakularnego jak wypadek samochodowy, który cudem przeżyłem, ciężka choroba czy inne doświadczenia, które mogłyby zasłużyć na tak mocny tytuł. Być może to nie było 10 w skali Richtera, jak to określiłem w tytule, ale to nie jest istotne. Ważne jest tylko to, że Bóg zrobił mi takie trzęsienie ziemi, o którym będę pamiętał do końca życia!

Przypisy:
* Pochodzi od: "Syci niewolnicy są najzacieklejszymi wrogami wolności." Marie von Ebner-Eschenbach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz