Swego czasu, w
słabszych chwilach, kiedy na przykład miałem problemy z modlitwą
lub nie radziłem sobie ze swoimi przyzwyczajeniami, często prosiłem
Boga o wstrząs, który obudzi mnie z letargu, w jakim się
znajdowałem. Modliłem się o jakieś mocne doświadczenie, które
będzie znakiem ostrzegawczym, a jednocześnie czymś co mnie
zmotywuje do walki. O coś co mną zatrzęsie w posadach, jak to
pisałem w jednym z moich wierszy. I takie wstrząsy często
przychodziły. Z reguły w formie pewnych trudnych doświadczeń,
które wynikały z moich wcześniejszych zaniedbań i popełnionych
błędów. Takie jak cztery poprawki, po przespanym pierwszym
semestrze studiów, które jak kubeł zimnej wody wyrwały mnie z
głębokiego snu. Na moje szczęście, bardzo skutecznie i w samą
porę. Podobne, krótkie, ale silne wstrząsy pojawiały się w moim
życiu duchowym, kiedy to upadki w bardzo wyraźny sposób
pokazywały mi, że wcale nie jestem tak święty jak mi się to
wcześniej wydawało. A właściwie nie jestem, ani w jednym calu...
Niemniej jednak
choć te doświadczenia były silne, to jednak zbyt krótkie, aby
prowadzić do poważniejszego nawrócenia. Owszem, były mocno
odczuwalnym impulsem, ale nie trwały tak długo by mocno wyryć mi
się w pamięci i przynieść ze sobą jakieś długofalowe
konsekwencje. Nie były czymś co zatrzęsie w posadach moim sposobem
myślenia. Zburzy część tego co stworzyłem, zmuszając mnie do
zbudowania tego na nowo, w lepszy, trwalszy sposób. Prawdziwie
trzęsienie ziemi przyszło później, ale nie w formie jednego
krótkotrwałego impulsu. To była cała seria mocniejszych lub
słabych wstrząsów, powiązanych ze sobą i często wywołujących
inne. Długotrwałe, bolesne doświadczenie otworzyło mi oczy na jak
wiele mam w sobie blokad i ukrytych lęków, które skutecznie mnie
zniewalają. Nie były to rzeczy z których istnienia nie zdawałem
sobie sprawy, przeciwnie, wiedziałem o tym od zawsze. Uznałem
jednak je za coś naturalnego, związanego z tym kim jestem, moja
osobowością. Po prostu taki jestem, taki od zawsze byłem i taki
muszę być. Właściwie zdążyłem się już do tego przyzwyczaić.
Boję się jak ognia wystąpień publicznych, boję się bycia w
centrum uwagi, kiedy wszyscy na mnie patrzą. Strach przed ludźmi,
trudność w nawiązywaniu kontaktów. To wszystko było gdzieś
ukryte, ale nie sprawiało jakiś większych problemów, bo jakie
mogło sprawiać komuś, kto siedzi zamknięty w własnej strefie
komfortu swojego pokoju. Syty niewolnik jest największym wrogiem
wolności*. Niewola, w sytuacji, gdy z pozoru niczego nam nie brakuje,
nie wydaje się niczym ciężkim. Całą nędzę swojej sytuacji
dostrzega się dopiero w momencie konfrontacji z prawdziwą
wolnością. I tak było i w moim przypadku. Niezwykle ciężka
sytuacja otworzyła mi oczy na to w jak wielu miejscach jestem
spętany i jak wiele przez to tracę. To spowodowało, że zacząłem
się zastanawiać czy faktycznie zawsze tak wyglądało moje życie i
czy nadal musi tak wyglądać. Książka Neala Lozano „Modlitwa o
uwolnienie” pokazała mi, że w wyniku pewnych zranień z
dzieciństwa, na przykład, gdy ktoś powiedział mi coś niemiłego,
mogą powstawać lęki, blokady, które po ludzku nie sposób
wykorzenić. Bardzo często z tego powodu tworzyłem sobie fikcyjny
świat, w którym się zamykałem, dostrzegając wokół siebie
samych wrogów, którzy tylko czyhają na mój upadek. Co ważne nie
był to świat pozbawiony logiki, gdzie nic się nie trzymało kupy.
Przeciwnie był on spójny, wszystko łączyło się w jedną
logiczną całość, ale zbudowany na fałszywych założeniach. To
bardzo ważne i doskonale pokazuje istotę problemu. Pewna sytuacja z
przeszłości wprowadza nas w błąd, w którym żyjemy przez całe
życie. Kłamstwo na którym budujemy nasz sposób myślenia. Żeby
być wolni musimy je nazwać i się go wyrzec. Tyle, że sami nie
jesteśmy w stanie samemu sobie z tym poradzić. Próba wylądowania
samolotu bez używania elektronicznych urządzeń wspomagających
może się nie powieść. Próba nawrócenia i uwolnienia, złamania
blokad, które nas zatrzymują, bez pomocy Boga nie powiedzie się na
pewno. Taką możliwość daję modlitwa pięciu kluczy według Neala
Lozano, która jest opisana we wspomnianej wyżej książce tego
autora. Te pięć etapów: wyznanie wiary i żal za grzechy,
przebaczenie osobom, które nas zraniły, wyrzeczenie się złych
duchów, które nas zniewalają, staniecie w autorytecie Jezusa oraz
prośba o błogosławieństwo są początkiem drogi do wolności i
pełni życia. Nie jest to machnięcie magicznej różdżki, które
rozwiązuje wszelkie problemy, na które swoją drogą po cichu
liczyłem. Jest pokazaniem perspektyw, przecięciem więzów, które
jednak nie zastąpi naszej osobistej decyzji o wstaniu z kanapy.
Ostatnimi czasy
zaczynam dostrzegać, że w tym co się dzieje w moim życiu i kogo
spotykam nie ma przypadków. Bolesne doświadczenia, które
niejednokrotnie doprowadzają mnie do łez są czymś koniecznym do
mojego rozwoju. Swoistą próbą ogniową pokazująca mi moje słabe
strony i miejsca nad którymi muszę pracować. Gdyby nie trzęsienie
ziemi, które mnie spotkało to nie dostrzegłbym potrzeby bycia
prawdziwie wolnym. To niesamowite, że zacząłem dziękować Bogu za
coś co kiedyś doprowadzało mnie do łez. Być może część osób
uzna, tytuł, który nadałem temu artykułowi za mocno przesadzony.
Te osoby z pewnością będą miały sporo racji, ponieważ
koncentruje się on na samym problemie, jego skali, a nie na jego
skutkach, tak jak to rzeczywiście było w tym artykule. Tytuł jest
tylko tytułem i powinien być chwytliwy choćby z przyczyn
marketingowych. Zdecydowałem się nie skupiać na samym problemie,
który spowodował zmianę mojego myślenia, bo istotniejsze były
jego skutki, a także dlatego, że jest zbyt osobiste doświadczenie
by dzielić się tym ze wszystkimi. Nie było to też nic
spektakularnego jak wypadek samochodowy, który cudem przeżyłem,
ciężka choroba czy inne doświadczenia, które mogłyby zasłużyć
na tak mocny tytuł. Być może to nie było 10 w skali Richtera, jak
to określiłem w tytule, ale to nie jest istotne. Ważne jest tylko
to, że Bóg zrobił mi takie trzęsienie ziemi, o którym będę
pamiętał do końca życia!
Przypisy:
* Pochodzi od: "Syci niewolnicy są najzacieklejszymi wrogami wolności." Marie von Ebner-Eschenbach
* Pochodzi od: "Syci niewolnicy są najzacieklejszymi wrogami wolności." Marie von Ebner-Eschenbach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz