Mówcie i czyńcie
tak, jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności.
Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił
miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem."
(Jk 2, 13-13)
Jakiś czas temu,
kiedy czekałem kolejce do spowiedzi (czekałem już dość długo,
przede mną było tylko kilka osób, za mną trochę więcej) do
kolejki weszła jakaś starsza pani. Trochę mnie ta sytuacja
zirytowała. Czekasz już jakiś czas, a tu nagle ktoś się wpycha
tuż przed tobą bez jakiegokolwiek pytania o zgodę. Przez jakiś
czas rozważałem, czy po prostu uprzejmie nie zwrócić uwagi, że
koniec kolejki jest w innym miejscu. Niemal od razu jednak odrzuciłem
tą możliwość. Biorąc pod uwagę podeszły wiek tej kobiety nie
byłoby to na miejscu. Swoją drogą, jak się później nad tym
zastanawiałem, to wcale nie perspektywa dłuższego czekania tak
mnie wtedy zirytowała. Właściwie gdybym został poproszony o
wpuszczenie do kolejki, bez wahania bym się zgodził. Parę minut
czekania więcej nie robiło mi wielkiej różnicy. Odezwało się we
mnie poczucie niesprawiedliwości.
Chwilę później
przypomniał mi się zacytowany na samym początku fragment z Pisma
Świętego. Zacząłem się zastanawiać jakby wyglądało moje
życie, gdyby wyciąć z niego wszystkie sytuacje, kiedy okazano mi
miłosierdzie. Te wszystkie sytuacje, w których otrzymywałem coś,
co mi się absolutnie nie należało. Nawet gdyby zwrócono mi to
wszystko, co w wyniku niesprawiedliwości straciłem, to i tak straty
przeważyłyby możliwe zyski. I nie jest to kwestia pewnego ledwie
zauważalnego deficytu. Gdyby wykluczyć z ludzkiego życia
miłosierdzie, rzeczywistość mogłaby się okazać druzgocząca.
Myślę, że wielu z nas, którzy zaczęliby pod tym kontem
analizować swoje życie, doszłoby do wniosku, że właściwie
powinni już nie żyć. A przynajmniej ich obecne życie byłoby
bardzo utrudnione. Taka refleksja jest bardzo istotna, gdyż pozwala
spojrzeć zupełnie z innej strony na sytuację, w której okazujemy
komuś miłosierdzie. Osobiście jestem osobą bardzo wrażliwą na
brak sprawiedliwości (zwłaszcza gdy jestem jednym
z poszkodowanych) i
jest to dobra cecha, jeśli motywuje nas ona do stawania w obronie
słabszych.
Gorzej jeśli wiąże
się to z skłonnością do traktowania miłosierdzia i przebaczenia
jako wyjątkowych gestów, które wykonuje się tylko od święta, na
przykład podczas łamania się opłatkiem w trakcie wigilii. A
przecież powinno być to codziennością. Święty Jakub w swoim
liście piszę: „Miłosierdzie odnosi triumf nad sądem.". Sąd
jednoznacznie kojarzy się ze sprawiedliwością. Sprawiedliwość
przestaje mieć większe znaczenie w zderzeniu miłosierdzie. Czy na
pewno? Być może część osób niewierzących może uznać
stawianie miłosierdzia ponad sprawiedliwością za zupełnie
pozbawione logiki. Czy nie byłoby prościej i lepiej, gdyby każdy
dostawał to na co zasłużył? Czy istnieje jakikolwiek inny
sensowny argument, żeby tak robić poza perspektywą ulgowego
traktowania na Sądzie Ostatecznym? Jak odpowiedzieć na głosy
domagające się wprowadzenia kary śmierci za zabójstwo? W świecie
opierającym się jedynie na sprawiedliwości ciężko by było
odpowiedzieć na to ostatnie pytanie. Ale czy Ci ludzie tak naprawdę
sami chcieliby żyć w takim świecie? Rzeczywistość, w której nie
zostałyby wybaczane żadne błędy, w której nikt nie dostawałby
drugiej szansy, byłaby sprawiedliwa. Ale czy różniłoby się to
wiele od świata przyrody, w której przetrwają tylko najsilniejsze
osobniki?
Być może tak ma
być. Możemy sobie tworzyć naszą sprawiedliwą przestrzeń, w
której zostawimy tylko ludzi, którzy są nam w jakiś sposób
przydatni, z której wyrzucimy wszystkich tych, którzy nam w
jakikolwiek sposób zawadzają. Pytanie tylko czy za jakiś czas sami
nie zostaniemy z tej przestrzeni wyrzuceni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz