Muszę
przyznać, że kiedy w mediach, czy podczas kampanii wyborczych mówiono o tak
zwanej wojnie polsko-polskiej, o podziale Polaków na zwolenników PIS’u i na
zwolenników PO, niespecjalnie w to wierzyłem. Traktowałem to jako element swego
rodzaju gry między dwiema opcjami politycznymi, w której obie partie nawzajem
oskarżają się o doprowadzenie od ogólnonarodowego konfliktu i rozbijanie
jedności wśród Polaków. Co ciekawe, o ile oskarżenia padały z obu stron, to
jednak ręki wyciągniętej do zgody nie zobaczyłem, ani z jednej, ani z drugiej strony.
Nie traktowałem tego problemu poważnie, bo wydawało mi się, że rzeczywistość
jest taka, że politycy tłuką się między sobą, a zwykli ludzie potrafią spojrzeć
na to wszystko z dystansem. Myślałem tak, aż do momentu kiedy doświadczyłem
tego konfliktu na własnej skórze. I wtedy zacząłem sobie zadawać pytanie, gdzie
leży problem?
Z ogromnym zdziwieniem
zauważyłem, że polityka stała się czymś bardziej dzielącym niż różnice
wyznaniowe czy kulturowe. W czasach kiedy dyskryminacja ze względu na kolor
skóry czy wyznanie stała się w krajach europejskich czymś niezmiernie rzadkim,
jest czymś zarazem dziwnym jak i niepokojącym, że ogromna część społeczeństwa
nie potrafi uszanować tego, że ktoś ma inne poglądy polityczne. Jest to bardzo
zaskakujące, bo przynajmniej w moim mniemaniu kwestie wyznawanej religii czy
kultury w jakiej się żyje, są czymś o wiele bardziej istotniejszym niż kwestie
światopoglądowe (przynajmniej dla osób wierzących), co teoretycznie oznacza, że
powinny być czymś, co o wiele częściej prowadzi do konfliktów. No cóż, trzeba przyznać, że dzisiejsza Europa
mocno walczy z jakimikolwiek przejawami rasizmu i dyskryminacji, które są
surowo karane. W kwestiach związanych z dyskryminacją ze względu na poglądy
polityczne nie robi się za to nic. Ludzie potrafią uważać innych za obdarzonych
mniejszym rozumem niż oni sami, czy po prostu zmanipulowanych tylko dlatego, że
głosowali na inną opcje polityczną. A przecież zarówno po jednej jak i po
drugiej stronie są ludzie światli, inteligencja stanowiąca elitę polskiego
państwa. Powodów, przesłanek, którymi kierowali się ludzie głosując na daną
partie jest tyle ile wyborców i żaden z nich nie jest istotniejszy od drugiego.
Rzeczą, która mnie przeraża, jest to w jaki sposób ludzie traktują polityków.
Zamiast uważać ich za ludzi, których zadaniem jest nam służyć, dbać o dobro
naszego kraju, można odnieść wrażenie, że część wyborców widzi w nich
wybawicieli, pełnych wszelkich cnót i pozbawionych jakichkolwiek wad. Politycy
stają się dla ludzi idolami, w których bezgranicznie wierzą, można nawet czasem
odnieść wrażenie, że idol staje się obiektem kultu. Jest to bardzo
niebezpieczne zjawisko, bo tylko bardzo wąska granica oddziela je od fanatyzmu.
Odnoszę wrażenie, że właśnie ów fanatyzm, zaślepienie i bezgraniczna wiara w to,
co mówi polityk, jest czymś niezwykle często spotykanym. Jest to bardzo
niebezpieczne, bo w fanatyzmie nie ma miejsca na jakąkolwiek krytykę, co
uniemożliwia trzeźwy osąd sytuacji. Doskonale pokazuje to choćby sytuacja z Trybunałem
Konstytucyjnym i to w przypadku zwolenników, zarówno jednej jak i drugiej
strony. O ile to, że aktualny rząd złamał Konstytucję wybierając zbyt dużo
sędziów TK jest niezaprzeczalnym faktem, o tyle również faktem jest to, że
analogiczna rzecz miała miejsce także w czerwcu ubiegłego roku. A o ile o
tamtej sytuacji pamiętają zwolennicy aktualnie sprawującego władze rządu (co
absolutnie nie dziwi), to jednak jego przeciwnicy niestety nie mają, aż tak
dobrej pamięci. Oczywiście argument w stylu my tak robimy, bo oni robili to samo,
jest czymś niedorzecznym. Należy jednak poddać w wątpliwość szczere intencje
działaczy Komitetu Obrony Demokracji, którzy za kadencji poprzedniego rządu
powodów do wyjścia na ulice nie dostrzegli. Zachowanie dystansu i podjęcie
wysiłku, by obiektywnie spojrzeć na sytuacje, jest niestety zachowaniem spotykanym
sporadycznie. Wynika to w mojej opinii z tego, że ludzie dali sobie wmówić, że
coś co jest częścią swego rodzaju gry, przepychanek między rządem, a opozycją,
bezpośrednio ich dotyczy. Zmiany personalne w telewizji publicznej miały
miejsce również za poprzedniego rządu, a mimo to część osób budzi się z
okrzykiem, jakoby miano im zabrać wolność słowa. Czy kogokolwiek biorącego
udział w manifestacjach antyrządowych pałowano, czy tłumiono protesty z użyciem
armatek wodnych i czy ktokolwiek z uczestników miał z tego tytułu jakiekolwiek
nieprzyjemności? Jeśli nie, to nie mam pojęcia, gdzie została złamana wolność
słowa…
Takie sytuacje spowodowane są w
mojej opinii tym, że polityka jest tematem, który skuteczniej niż cokolwiek
innego oddziałuję na nasze emocje. Potrafi rozjuszyć nawet najspokojniejszego
człowieka niczym czerwona płachta byka. Żeby tego uniknąć należy zachować
dystans, nie pozwolić się dać nakręcić. I co najważniejsze. Wybić sobie z
głowy, że jakakolwiek strona ma monopol naprawdę…
Partie polityczne próbują dzielić ludzi, ale w rzeczywistości nie ma w Polsce żadnej dobrej partii, więc ludzie choć trochę się w tym orientujący nie powinni dać się podzielić, ale niestety niektórzy ulegają naciskom polityków i mediów i się kłócą z tak błahych powodów. Co do KODu, to chociaż powstał dopiero niedawno, to tak samo negatywnie ocenia wszystkie działania zagrażające demokracji, bez względu na to czy robił to PiS, czy PO. Nie popierają też żadnej partii, tylko starają o to, aby to wszystko, co zostało zrobione niezgodnie z konstytucją zostało cofnięte, i to co PO źle zrobiło, i to co PiS.
OdpowiedzUsuń