niedziela, 21 maja 2017

#8 - Przyjmowanie cierpienia

Ostatnimi czasy byłem bardzo sfrustrowany moim życiem i tym, że nie wszystko układa się po mojej myśli. Byłem rozczarowany tym, że ludzie nie zachowują się wobec mnie tak jak bym tego chciał i że wiele rzeczy w otaczającym mnie świecie jest niesprawiedliwych. A jeszcze bardziej byłem sfrustrowany samym sobą, że mnie tak to wszystko przytłacza. Często jak mam gorszy czas to czytając Pismo Święte lub jakąś książkę religijną natrafiam na słowo, które jest jakimś wsparciem lub wskazówką, ale tym razem było to coś o wiele mocniejszego. Przez kilka dni niemal co chwile słyszałem lub czytałem o przyjmowaniu cierpienia i akceptowaniu woli Bożej w swoim życiu.

Zaczęło się od tego, że moja znajoma podczas rozmowy przypomniała mi o pewnej modlitwie praktykowanej również przez grupy Anonimowych Alkoholików. Jest ona prośbą o pomoc Boga w akceptacji tych trudnych rzeczy w naszym życiu na które nie mamy wpływu. Dokładniej opowiem o niej później, bo okazała się niezwykle skuteczna. Niemniej jednak choć uznałem to za całkiem sensowne, wtedy odłożyłem tą kwestie na bok i o tym zapomniałem. Następnego dnia podczas konferencji, którą miałem okazje wysłuchać, właściwie nie pamiętam już nawet w jakim kontekście, został przytoczony fragment z Dzienniczka siostry Faustyny, mówiący o tym, że niektórzy ludzie nie potrafią przyjmować cierpienia i nim gardzą. Zacząłem się zastanawiać czy ja przypadkiem nie jestem takim typem człowieka. Nie potrafiłem zaakceptować, pewnych trudniejszych realiów mojego życia, bardzo mnie one przytłaczały. Pomyślałem potem jednak, że nie rozumiem jednak na czym miałoby niby polegać nie przyjmowanie cierpienia w swoim życiu. Przecież jest ono pewną rzeczywistością, która po prostu jest i nie można tego tak po prostu odrzucić, stwierdzić, że tego nie ma. A jeśli chodzi o przeżywanie cierpienia… No cóż, jak boli to ciężko skakać z radości. Następnego dnia, gdy miałem chwile wolnego czasu otworzyłem książkę James’a Martina „Jezus”, którą de facto bardzo polecam. Akurat przyszła kolej na rozdział o modlitwie Jezusa w ogrodzie oliwnym i oczywiście motywem przewodnim tego rozdziału było przyjmowanie cierpienia i akceptowanie woli Bożej. Już wtedy doszedłem do wniosku, że ta tematyka pojawia się ostatnio w moim życiu dziwnie często. Jednak to nie był jeszcze koniec. Chwile po odłożeniu książki zadzwoniła do mnie znajoma z życzeniami imieninowymi i życzyła mi między innymi, a bym potrafił rozpoznawać i akceptować wolę Bożą w moim życiu. Później jeszcze natrafiłem na tekst o podobnej tematyce umieszczony przez jednego z moich znajomych na Facebooku. I doszedłem do wniosku, że to chyba nie przypadek. Przypomniała mi się również modlitwa o której rozmawiałem ze znajomą. Znalazłem w internecie jej tekst:

"Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Pozwól mi co dzień żyć tylko jednym dniem,
I czerpać radość chwili, która trwa.
I w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć drogę wiodącą do spokoju
I przyjąć - jak Ty to czyniłeś - ten grzeszny świat takim,
Jakim on naprawdę jest, a nie takim, jak ja chciałbym go widzieć.
I ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli,
To wszystko będzie jak należy.
Tak, bym w życiu osiągnął umiarkowane szczęście u Twego boku,
na wieki posiadł szczęśliwość nieskończoną."  


Kiedy to do mnie dotarło zaczęły mi się pojawiać myśli typu: „Przyjmowanie cierpienia? No fajnie, ale ja chciałbym, żeby było trochę lżej”. Marzyłem raczej o tym, żeby otrzymać słowo typu: „Będzie lepiej, już niedługo część Twoich problemów się rozwiąże”. A słyszę, że mam zaakceptować taką sytuacje jak jest. Później jednak pomyślałem, że to, że Bóg mówi do mnie w taki sposób oznacza, że On w tym wszystkim jest i mnie będzie wspierał. Jedną z rzeczy, która szczególnie mnie dotknęły kiedy pierwszy raz przeczytałem powyższą modlitwę jest fragment: „I przyjąć - jak Ty to czyniłeś - ten grzeszny świat takim, Jakim on naprawdę jest, a nie takim, jak ja chciałbym go widzieć”. Jednym z powodów dla których tak trudno było mi zaakceptować rzeczywistość, było to, że miałem w głowie alternatywną wizję świata, pozbawioną rzecz jasna dużej części moich problemów. Nie rozumiałem czemu Bóg nie może sprawić, żeby było tak jak ja chcę, bo przecież moja wizja byłaby lepsza nie tylko dla mnie, ale dla tych, którzy żyją obok mnie. Świat, który stworzyłem sobie w głowie, był pięknym miejscem. Miał tylko jedną wadę. Nie był realny. Świat jest jaki jest. Składa się z słabych i grzesznych ludzi, w tym równie słabego i grzesznego mnie i taki będzie. Pozostały mi jedynie dwie opcje, albo nadal walić głową w mur w nadziei, że go przebije, albo zaprosić do tej rzeczywistości Boga. Zacząłem modlić się tą modlitwą i właściwie nic się nie zmieniło. Wszystko jest po staremu, problemy jak były tak zostały. Zmieniło się tylko jedno. Miejsce załamania i frustracji pojawiły się pokój i zaufanie. W miejsce smutku coraz więcej radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz