czwartek, 29 września 2016

#6 - "Tu na razie jest ściernisko..."

Bardzo często słyszałem w swoim życiu takie zdanie: „Bóg nie powołuje zdolnych, tylko uzdalnia powołanych”. I właściwie zawsze w to wierzyłem. Wiele osób opowiadało mi, że tak właśnie to wyglądało w ich życiu. W Biblii można przeczytać historię Gedeona, kiedy to Bóg za pomocą jakiegoś prostego człowieka z nic nieznaczącego rodu, uwalnia Izrael z rąk Madianitów. Czy też święty Paweł, który piszę w swoim liście: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Ten temat jest tak często poruszany na wszelkiego rodzaju rekolekcjach, że stał się czymś równie naturalnym co stwierdzenie, że Bóg mnie kocha. Zawsze kiedy to słyszałem, mówiłem sobie: „Wow. Bóg może działać wielkie rzeczy poprzez słabych ludzi”. Było to dla mnie czymś niesamowitym, ale jednocześnie całkiem realnym. Przynajmniej do momentu, kiedy zadałem sobie pytanie: „A co ze mną?”.

niedziela, 18 września 2016

#5 - Wolność bywa bolesna

Kiedy czytamy w Starym Testamencie historię wyjścia Narodu Wybranego z niewoli egipskiej, można zauważyć z pozoru dość dziwne wahania nastroju wśród izraelitów. Najpierw pojawia się Mojżesz, czyni wielkie znaki, izraelici wychodzą z Egiptu. Potem chwila grozy, gdy wojska faraona ruszają w pościg za zbiegami, ale później toną w odmętach Morza Czerwonego. Wprawdzie Księga Wyjścia nie opisuje zachowania Izraelitów w momencie opuszczania Egiptu, na pewno nie jest to tak dobrze pokazane, jak radość po zatopieniu wojsk faraona w Morzu Czerwonym, ale można przypuszczać, że była to euforia. Owszem mógł jej towarzyszyć pewien lęk przed tym, czy na pewno faraon nie zmieni decyzji, ale podejrzewam, że w dużej mierze była to ogromna radość. Nic dziwnego. Kto by się nie cieszył? Odzyskać wolność po tylu latach i móc wreszcie wrócić do domu. Zaskakujące jest z kolei to, co się dzieje później. Na pustyni zaczyna brakować jedzenia, zaczyna brakować wody. Izraelici narzekają, że w Egipcie było jak było, ale nigdy im nie brakowało jedzenia i wody. Niektórzy byli nawet gotowi wrócić tam, skąd przyszli. Dlaczego? Chyba każdy, kto w swoim życiu podejmował próbę wychodzenia z nawet najmniejszego nałogu przyzna mi, że wychodzenie na wolność zawsze boli. Oczywiście skala tego bólu jest wprost proporcjonalna do skali uzależnienia, ale zawsze jakiś jest. Niewola daje poczucie pewnej stabilizacji, iluzję komfortu. Więzień siedzi za kratami, ale ma zagwarantowane jedzenie, łóżko i bieżącą wodę, wolny człowiek nie. W Egipcie było jak było, Izraelici byli wykorzystywani do ciężkiej pracy, ale mieli tam domy, wody i jedzenia pod dostatkiem, a na pustyni nie było nic. Oczywiście, pustynia była pewnym etapem przejściowym w drodze do Ziemi Obiecanej. Ale ile ten etap będzie trwał? I chyba najważniejsze pytanie. Co tam zastaniemy? Jeżeli coś tam było przed naszym wcześniej to albo ktoś to wykorzystał, albo stoi w ruinie. Często kiedy się widzi panów po wyraźnym spożyciu leżących na ławkach, dziwi się jak można w tym tkwić. Oczywiście, nie wszyscy potrafią się uwolnić, ale jest jeszcze jeden aspekt. Dokąd pójdą jak wyjdą za nałogów? Przecież ci ludzie nie mają nic. Wyjście na wolność wymaga ogromnego wysiłku, bo tam gdzie był nasz świat, kiedy jeszcze byliśmy wolni, tam jest mniejszy lub większy bałagan lub po prostu ogromna ruina. Gdy byliśmy niewolnikami mieliśmy jakąś iluzję, którą żyliśmy, w której mogliśmy się schować, a teraz nie mamy nic. Dlatego też wyjście na wolność zawsze jest czymś trudnym. Ogromna ilość pracy, którą musimy wykonać, by tam gdzie wrócimy dało się żyć, sprawia, że często dochodzimy do wniosku, że tu gdzie jesteśmy, to w sumie wcale nie jest tak źle.