czwartek, 26 stycznia 2017

Opuszczona latryna

Jakiś czas temu, zupełnie przypadkowo w moje ręce trafiła książka generała George’a Pattona: „Wojna jak ją poznałem”. Jest to relacja amerykańskiego generała z II Wojny Światowej. Na początku nie byłem do niej przekonany, ale z braku innych opcji ostatecznie do niej sięgnąłem i tego nie żałuje. Książka jest napisana w świetnym stylu tak, że ciężko się właściwie od niej oderwać, a czytając niektóre anegdotki ciężko powstrzymać się od śmiechu. Tą najzabawniejszą z tych na które dotychczas trafiłem przytoczę tutaj. Generał Patton brał udział zarówno w I jak i II Wojnie Światowej. Podczas obu tych wojen przebywał, we Francji. Podczas jego drugiego pobytu w tym kraju zdarzało mu się odwiedzać miejsca, w których był w 1917 roku. Z jednym z nich związana jest następująca historia:
"Mieszkańcy przez cały czas opiekowali się grobem bohatera narodowego zwanym "opuszczoną latryną". Jego historia jest następująca. W 1917 roku zjawił się u mnie z wielkim płaczem mer mieszkający w "nowym domu" w Bourg noszącym datę 1760 rok, aby mi donieść o śmierci jednego z moich żołnierzy. Ponieważ nic mi nie było wiadomo o tym smutnym wydarzeniu, a nie chciałem się do tego przyznać wobec cudzoziemca, zwodziłem go dopóty, dopóki nie stwierdziłem, że żaden z moich żołnierzy nie zmarł. Mer nalegał jednak, abyśmy poszli z nim na "grób", uczyniliśmy to więc i ujrzeliśmy niedawno zlikwidowaną latrynę, przyzwoicie zasypaną, na której jednym końcu przybita była na kiju tabliczka z napisem "opuszczona latryna". Francuzi wzięli to za krzyż. Nie zdobyłem się na to, aby powiedzieć im prawdę." Ta historia doprowadziła mnie do pewnej refleksji.

Myślę, że wiele osób (w tym ja) ma skłonność do zbyt pochopnej oceny sytuacji. Wyciągania wniosków na temat czyjegoś myślenia o mnie, na podstawie tego jak ktoś na nas spojrzy, czy się odezwie czy nie. A może się okazać, że coś co wzięliśmy za grób, nad czym rozpaczaliśmy, jest tylko opuszczoną latryną.