wtorek, 23 sierpnia 2016

#4 - 10 w skali Richtera

Swego czasu, w słabszych chwilach, kiedy na przykład miałem problemy z modlitwą lub nie radziłem sobie ze swoimi przyzwyczajeniami, często prosiłem Boga o wstrząs, który obudzi mnie z letargu, w jakim się znajdowałem. Modliłem się o jakieś mocne doświadczenie, które będzie znakiem ostrzegawczym, a jednocześnie czymś co mnie zmotywuje do walki. O coś co mną zatrzęsie w posadach, jak to pisałem w jednym z moich wierszy. I takie wstrząsy często przychodziły. Z reguły w formie pewnych trudnych doświadczeń, które wynikały z moich wcześniejszych zaniedbań i popełnionych błędów. Takie jak cztery poprawki, po przespanym pierwszym semestrze studiów, które jak kubeł zimnej wody wyrwały mnie z głębokiego snu. Na moje szczęście, bardzo skutecznie i w samą porę. Podobne, krótkie, ale silne wstrząsy pojawiały się w moim życiu duchowym, kiedy to upadki w bardzo wyraźny sposób pokazywały mi, że wcale nie jestem tak święty jak mi się to wcześniej wydawało. A właściwie nie jestem, ani w jednym calu...